Krzyżowa droga Ukrainy

Dziś kolejny piątek Wielkiego Postu. Wielu z nas weźmie udział w nabożeństwie drogi krzyżowej. Rozważając mękę, którą cierpiał Jezus, dźwigając krzyż na Golgotę, uważniej przyglądamy się obrazom poszczególnych stacji. W ciągu wieków artyści na różne sposoby starali się pokazać ogrom niesprawiedliwości i cierpienia, które spadły na Syna Bożego. Czasem też stają nam przed oczami wyobraźni przejmujące kadry z filmu „Pasja”. Dla nas na Ukrainie droga krzyżowa wygląda w tym roku zupełnie inaczej. Obraz znieważonego i umęczonego Jezusa jest bardzo realistyczny i dojmujący. Wszystko wygląda inaczej…

Piłat, który wydaje wyrok siedzi w skórzanym fotelu przy biurku polityka, wysokiego urzędnika państwowego albo szefa potężnej korporacji. Miliony ludzi na całym świecie oglądając w Internecie czy telewizji transmisje ich przemówień, na własne uszy słyszą wiele kłamstw, nieprawdziwych oskarżeń, usprawiedliwień i sloganów. Denazyfikacja, wyzwolenie, bezpieczeństwo, demillitaryzacja, deeskalacja, neutralność, interes gospodarczy, racje polityczne… Wielkie słowa, które w istocie nie znaczą nic. Wypowiadane są przed kamerami po to, by umyć ręce. Zrzucić z siebie odpowiedzialność za służbę złu albo jego wspomaganie. Za chwilę ciężki krzyż przyciśnie wielu niewinnych i bezbronnych na Ukrainie.

Nasza droga na Golgotę trwa już kolejny dzień. Jest na niej niejedna matka z bolejącym sercem: ta, co opłakuje syna, który zginął, broniąc ojczyzny i ta, co trzyma na piersi martwe dziecko, często jeszcze malutkie, zawinięte w pieluchę. Jest też wielu Szymonów, nie z Cyreny, lecz z USA, Niemiec, Francji czy innych krajów. Szymonów, którzy w pierwszych dniach agresji jeszcze nie rozumieli powagi sytuacji. Może zależało im bardziej na spokoju, na dobrobycie swoich krajów, na interesie firm mniejszych czy większych, ale mimo początkowego oporu w końcu pomogli.

Codziennie pojawia się na tej drodze krzyżowej święta Weronika, która razem z niezliczoną liczbą wolontariuszy ociera zapłakane twarze uchodźców na granicy i na dworcach. Spotykamy ją często z ratownikami, strażakami i zwykłymi ludźmi, jak spod gruzów wyciąga rannych, ryzykując własnym życiem. Jest poza granicami Ukrainy, w wielu domach, które z troską przyjęły potrzebujących. Jest także w sercach osób, które z niewielkiej emerytury kupiły konserwy, ryż i lekarstwa, żeby wspomóc organizowaną przez parafię zbiórkę żywności dla uchodźców.

Na tej wyjątkowej drodze są też niestety upadki człowieczeństwa… Z bólem widzimy je w każdym zbombardowanym przedszkolu czy szpitalu, w każdym zniszczonym domu, w każdym bestialskim ostrzale osiedli mieszkaniowych, w rozstrzelanych na ulicy cywilach, w brutalnie gwałconych kobietach, w setkach tysięcy osób, którym uniemożliwia się ewakuację ze zrujnowanych miast, gdzie dawno zabrakło jedzenia i wody.

Jest i odarcie z szaty godności w osobach kolaborantów, zdrajców, złodziei i tych, którzy wykorzystują ludzką tragedię dla swoich korzyści. Po obu stronach konfliktu są już tysiące kobiet opłakujących mężów, ojców, synów i braci. Jest okrutna, upokarzająca śmierć, upubliczniona w telewizji czy na portalu społecznościowym. Są zbiorowe mogiły dziesiątek zwykłych ludzi zabitych w Mariupolu, Charkowie czy Irpieniu. Wszystko jest. To chyba najbardziej realistyczna droga krzyżowa, w jakiej przyszło nam uczestniczyć. Ona niestety jeszcze się nie kończy… Boję się, że wiele spośród tych stacji przeżyjemy po raz kolejny.

Droga krzyżowa Ukrainy nie kończy się w tym miejscu, ale nie dlatego, że na prawdziwe zakończenie wojny musimy jeszcze poczekać. I nie dlatego, że na Majdanie w Kijowie nie wzleciały jeszcze białe gołębie pokoju. Ona nie może się tu skończyć, bo Jezusowa droga krzyżowa nie kończy się na grobie. Mrok Wielkiego Tygodnia był po to, żeby zwiastować światło Poranka Wielkanocnego. Na Ukrainie widać już pierwsze blaski słońca. Każda spowiedź po 10, 20 czy nawet po 50 latach to dla nas promień nadziei. Każdy kościół czy cerkiew, gdzie w powszedni dzień gromadzi się na modlitwie tyle samo ludzi, co w święta to powód do radości. Wszystkie ludzkie gesty życzliwości i pomocy rozświetlają dziś niebo nad Ukrainą bardziej niż nocne pożary. Ta dobroć pozwala nam wierzyć, że gehenna wojny kiedyś się skończy, a popękana, spalona ziemia zrodzi plon pokoju, wiary i miłości.

ks. Tomasz Krzemiński MS

……………………………..

Wielu spośród Was pyta, jak może pomóc Ukrainie. Zapraszamy na naszą stronę www.misje.saletyni.pl/pomoc-dla-ukrainy, na której dostępne są wszystkie niezbędne informacje.